Niemowlę 6-12 miesięcy – zabawa i wsparcie rozwoju

Therapy & education

Nadal bawimy się razem z dzieckiem. Jesteśmy nieodłącznym towarzyszem niemowlęcych zabaw. Nie oczekujemy w tym wieku, że dziecko samo się sobą zajmie w konstruktywnej zabawie. Oczywiście są momenty, kiedy maluch zafascynowany zabawką, ułożony w wygodnej pozycji, zajmie się nią na dłużej, bez naszej pomocy. To chwile cenne, prawda? Napięcie mięśniowe w centrum ciała jest na tyle mocne, że pozwala już na sprawne manipulowanie rączkami w wyższych pozycjach: półleżącej u dzieci około 5-6 miesiąca życia, siedzącej u malca 8-mio miesięcznego. Najcenniejszą pozycją dla dziecka jest nadal leżenie na brzuchu i wszelkie w niej aktywności ruchowe. Dlatego niech nasz skarb jak najwięcej czasu spędza na podłodze, na kocu lub macie.

Turlanie

Z pozycji leżenia na plecach, nasz malec samodzielnie zaczyna obracać się na brzuch w wieku 4-6 miesięcy. Leżąc na brzuchu doskonali swój wzrok (ostrość i trójwymiarowość widzenia) i ocenę odległości. To ważne, bo niedługo zacznie się poruszać i wzrok będzie ważnym zmysłem pomocnym w kontroli ruchu. Póki co odkrywa, że można z brzucha obrócić się na plecy i powtórzyć wszystko od nowa! Turla się, zachwycone, że wreszcie może się przemieścić. Jeśli położysz ulubioną zabawkę w pewnej odległości od niego, postara się do niej dotrzeć! Będzie się do niej turlać lub zacznie pełzać, odpychając się nóżkami. To preludium do raczkowania. W leżeniu na brzuchu również zacznie podciągać jedną nóżkę obracając się lekko na bok i opierając po raz pierwszy w życiu, samodzielnie, stópkę o podłoże. To pozycja amfibii, która jest wstępem do samodzielnego siadania. Jeśli możesz, nie zakładaj malcowi skarpet. Niech doświadcza różnych faktur podłoża i ich temperatury. Stopy zaczynają uczyć się przenoszenia obciążenia.

Wspieramy raczkowanie i rozważnie sadzamy

Leżenie na brzuchu stwarza szansę na odkrycie przez dziecko nowej, wyższej pozycji, czyli czworaków. Zanim jednak to nastąpi, powinny wzmocnić się kończyny dolne (np. podczas pełzania) oraz mięśnie brzucha, które pozwolą na utrzymanie się na czworakach. My, rodzice, pielęgnując i nosząc dziecko powinniśmy pamiętać o wspieraniu pracy tych mięśni. Często, kiedy już dzieciątko zaczyna trzymać sztywno główkę, rodzice zmieniają dobre nawyki noszenia dziecka z pozycji “fasolki” lub “na tacy”, lub pleckami przyklejonymi do brzucha rodzica z podwiniętą miednicą, na noszenie na biodrze, z podtrzymaniem malca jedną ręką… Otóż, unikajmy noszenia niemowlaka w pionie, przodem do nas, na jednej naszej ręce, bo tym samym wzmacniamy wyprostny wzorzec ciała i utrudniamy pracę mięśni brzucha (zginaczy). Malutkie dzieci, które samodzielnie nie potrafią utrzymać się w pionie, czyli te, które jeszcze sprawnie nie chodzą, nie będą umiały poradzić sobie z ustabilizowaniem tej pozycji swoimi słabymi mięśniami tułowia. W tym okresie, będą zatem korzystały ze znanego sobie najlepiej wzorca wyprostnego i prężyły się, wyginając w tył, niczym syrenka. Tym samym, korzystając nagminnie z wyprostu, będą blokowały wygaszenie tego odruchu (tzw. tonicznego odruchu błędnikowego), co w efekcie utrudni pracę ciała we wzorcu zgięciowym. Zintegrowanie odruchu TOB jest kluczowe dla aktywizowania mięśni brzucha w leżeniu na brzuchu i w efekcie podciągania kolan do pozycji czworaków. Bez tego ani rusz.
Im później wprowadzimy wysokie pozycje, sztucznie podtrzymywane, np. sadzanie dziecka podpartego poduszkami, kiedy samodzielnie jeszcze nie siedzi, czy w wózku spacerowym lub krzesełku, tym lepiej. Czasami widzimy jak dziecko “gnie się” na wszystkie strony, kiedy zaproponujemy mu wysoką pozycję. To oznaka, że dystrybucja napięcia mięśniowego nie jest równomierna i nagminnie proponowanie takiej pozycji może doprowadzić do utrwalenia asymetrii ciała i stworzyć problemy. Niemowlę powinno być ułożone zawsze symetrycznie!

Pierwsze stałe posiłki wymagają uniesienia głowy i stabilnego ułożenia ciała, żeby uniknąć zadławienia. Dobre do tego są leżaki. My nie mamy, więc Maria pierwsze stałe posiłki, jako półroczniak, jadła w foteliku samochodowym (ale nie w aucie, tylko w kuchni :-). Nie spędzała w nim czasu po posiłku, od razu była przekładana do swojego podłogowego królestwa. Dopiero kiedy już dobrze i sztywno siedziała, kupiliśmy jej krzesełko. Najlepiej, żeby miało podpórkę pod stopy. To niezwykle ważne, aby dziecko mogło siedzieć stabilnie.

Raczkuje! Albo i nie…

Warto, aby dziecko raczkowało i to jak najdłużej. Jest to fantastyczny trening mięśni brzucha, które w przyszłości będą stabilizowały kręgosłup i pomagały w utrzymaniu pionowej pozycji ciała. Ich dobra kondycja warunkuje też prawidłowy rozwój kręgosłupa, przeciwdziała wadom postawy. Raczkowanie, to również naprzemienna praca kończyn dolnych i górnych, która inicjuje powstanie wielu nowych połączeń nerwowych między półkulami mózgowymi, przydatnych potem w nauce, kiedy procesy myślowe wymagają dobrej koordynacji i współpracy obu półkul.
Nauka raczkowania przebiega etapowo. Kiedy niemowlę nauczy się podciągać kolana do czworaków (między 6 a 8 miesiącem), podeprze się na dłoniach, zacznie z lubością bujać się w przód i w tył. Odsuń nieco ulubioną zabawkę, a będzie chciało po nią sięgnąć. Początkowo z pewnością opadnie na brzuch. Powtórzy wielokrotnie ten manewr, aż wreszcie opanuje podpór na trzech kończynach, a mięśnie brzucha pomogą ustabilizować pozycję.  Wykona pierwsze, samodzielne, naprzemienne ruchy do przodu. Zaczyna się przygoda! Dzieci, przed pojawieniem się nowej, istotnej umiejętności często przeżywają trudny czas frustracji, kiedy nie mogą szybko osiągnąć swojego celu. Stają się marudne, płaczliwe, wpadają w histerię bez powodu… Zastanawiamy się dlaczego popłakują, chcą się przytulać, a właściwie nic im nie jest. To taki moment spiętrzenia wielu emocji, przy braku upragnionych umiejętności. Skoki rozwojowe w pierwszym roku życia, marudzenie “bez powodu”, są nieodłącznym elementem towarzyszącym niemowlakom w nabywaniu nowych umiejętności. Bierzemy na nie poprawkę. Tak jak i na to, że rozwój i jego tempo jest bardzo indywidualną sprawą. To, czy dziecko będzie raczkowało, czy też nie, to suma wielu czynników: genów,  przebiegu ciąży, rodzaju porodu. Większość niemowląt zaczyna raczkować między 7 a 10 miesiącem życia. Jeśli od razu stanie na nogi i ominie etap czworaków, nie ma co rwać włosów z głowy. Możemy z dzieckiem bawić się świadomie na czworakach, chodzić na basen, czyli w alternatywny sposób ćwiczyć cenne ruchy naprzemienne.

Chodzi! Albo i nie…

Pewna grupa niemowląt opanowuje kamienie milowe w wyjątkowo szybkim tempie. Te dzieci zaczynają chodzić około 9-10 miesiąca życia. Najważniejsze jest, aby ich do tego nie zachęcać. To nie jest wyścig. Każde dziecko rozwija się w swoim tempie i jeśli nie ma stwierdzonych nieprawidłowości rozwojowych, to nie ingerujemy w to tempo. Zachęcanie dziecka do chodzenia, chodzenie z nim za rączki, stawianie go na siłę, wkładanie (sic!) w chodziki, może przynieść więcej szkód niż dobrego.
Kiedy zaś dziecko zaczyna samodzielnie stawać na nóżki przy meblach, naszych nogach, oznacza, że jest na to gotowe. Ćwiczy równowagę, zaczyna spacerować do boku, trzymając się przedmiotów. Początkowo robi to na palcach, gdyż nie wygasł jeszcze jeden z pierwotnych odruchów chwytnych palców stóp. Nie zakładamy na tym etapie dziecku obuwia. Stopa najlepiej ćwiczy podpór kiedy jest swobodna. Dziecko powinno czuć zmienne podłoże. Czas na pierwsze, elastyczne buty przyjdzie, kiedy chód stanie się podstawowym sposobem lokomocji. Natomiast jeśli wychodzicie z dzieckiem na miękki plac zabaw, a pogoda jest już chłodna, warto kupić dziecku na tę okazję mięciutkie kapcie, które będą pełniły funkcję ochronną, ale nie będą krępowały ruchu stopy. W domu, kiedy jest chłodno, możemy zakładać dziecku skarpetki antypoślizgowe. W zupełności wystarczą młodemu chodziarzowi.

Zabawy, zabawki…

Między 6 a 12 miesiącem życia (umownie), warto dziecko pobudzać do aktywności ruchowej. Wszelkie kolorowe piłki z grzechotkami, turlające się i grające walce, są dobrą propozycją. Świetną, wszechstronną zabawką, są piłki z kolcami (dostępne w wielu rozmiarach). Poruszają się, ale też można nimi masować, czy ugniatać ciało dziecka. To dobre do stymulacji czucia powierzchownego. Nasza Maria lubi bawić się piłką z psem. Chwyta ją i rzuca, a pies aportuje. Mają do wyboru różne piłki, duże futbolówki i małe, które mieszczą się w jednej dłoni Marii.

Raczkujące niemowlęta, kiedy już dobrze opanują tę sztukę, zaczynają szukać nowych wyzwań. Przeciskają się wtedy przez szpary między meblami, poduszkami. Ćwiczą w ten sposób pomiary odległości i sprawdzają jak bardzo mogą w coś napierać, by nie bolało. Zorganizowanie im mini tunelu, albo zrobienie go z poduch, czy zbudowanie mini domku, będzie dla nich świetną frajdą!

Drugie półrocze, po osiągnięciu umiejętności samodzielnego siedzenia, to również czas na naukę burzenia. Tak, tak, namiętne rozwalanie wieży, którą zbuduje tata, nie jest złośliwością! To ważny etap rozwoju.
Ponadto większość zabawek, czy przedmiotów otaczających dziecko, prędzej czy później wyląduje w jego buzi. To nadal ważny kanał poznawczy. Proponujmy zatem zabawki sprawdzone i bezpieczne.

Pod koniec pierwszego roku życia dziecko zaczyna dostrzegać, że pewne akcje przynoszą określony skutek. Jeśli zrzuci zabawkę ze stolika, mama zapewne ją podniesie, a sytuacja kilka razy się powtórzy. Rozpoczyna się nabywanie umiejętności myślenia przyczynowo-skutkowego. Możemy wspomóc dziecko, bawiąc się z nim w sortowanie kształtów, wrzucanie do pudełka, które wyda ochoczy dźwięk, w nagrodę za wrzucenie do prawidłowego otworu. Najpierw jednak, dziecko będzie pochłonięte wyjmowaniem przedmiotów, wręcz wyrzucaniem ich na odległość i obserwowaniem skutków. Na logiczne wkładanie, układanie klocków, czy budowanie wieży, przyjdzie czas w drugim roku życia.

Uwielbiana przez dzieci zabawa w “akuku”, albo “nie ma, nie ma.. jest!”, to też świetna okazja do odkrywania, że mama na zawsze nie znika i ukrywa się tylko na chwilę za pieluszką!

Pod koniec pierwszego roku, możemy sprawdzić, czy dziecko ma już na tyle umiejętności skupiania uwagi, że wytrwa z nami przy oglądaniu książeczki. Pierwsze, te miękkie, służyły nam na początku raczej za gryzaki. Teraz spróbujmy sięgnąć po te twarde, prawdziwe! Zaczyna się studiowanie na serio. Proste obrazki zwierząt, owoców, warzyw, maszyn – są wprost uwielbiane. Dzieci najbardziej lubią powtarzanie. Nam, dorosłym wydaje się to nudne, ale dzieci bardzo lubią słuchać setny raz tak samo opowiadanej historii. Babcie są niezastąpione w tej materii!

Inną, bardzo ciekawą zabawką, jest kostka sensoryczna, duża, miękka i łagodnie dźwięcząca. Każda jej ściana może być zrobiona z innego materiału: o innym wzorze i innej fakturze. Jeśli masz smykałkę do szycia, wykonanie takiej kostki jest proste. Będzie niepowtarzalna! Podpowiem, że do środka można wrzucić żółty pojemniczek po “jajku niespodziance”, z jakimś dzwoneczkiem – świetnie się sprawdza!

Dziecko w tym wieku ćwiczy namiętnie manipulowanie oburącz i zaczyna pracować też jedną ręką (wyjmuje, potem wkłada). Samodzielne jedzenie stałych pokarmów, rączkami oczywiście, też trenuje chwyt precyzyjny. Bliżej końca pierwszego roku, maluchy są już mistrzami w podnoszeniu okruchów prosto do buzi!

Z Marią bawimy się dosłownie wszystkim. Nie mamy za dużo zabawek w domu, ale za to kuchnia pełna jest ciekawych, drewnianych łyżek, plastikowych sitek, misek. Trzeba tylko pamiętać, żeby być przy dziecku podczas zabawy, nie tylko, żeby mieć wspólną z niej frajdę, ale też by pilnować co jest wkładane do buzi. Nasza Maria na szczęście nie wszystko próbuje zjadać, dlatego kiedy piekłyśmy z Zosią krakersy do szkoły (link do naszego sprawdzonego przepisu), odłożyłyśmy dla niej do zabawy kulkę wspaniałego, aksamitnego ciasta pachnącego oliwą. Przez przypadek odkryłyśmy, że jest to super naturalna, hand made ciastolina! Nie jest wprawdzie taka trwała jak sklepowa, bo pozostawiona sama sobie obsycha, ale my zabezpieczyłyśmy ją na następny dzień zabawy, transparentną folią spożywczą. Zabawa była przednia, małe rączki z lubością zagniatały nasze ciasto, rzucały nim, turlały…

Jak widzicie, drugie półrocze dziecka to czas wielu odkryć. Nie ma nic piękniejszego, niż towarzyszenie dziecku w zdobywaniu nowych doświadczeń. Nie chodzi o zasypywanie dziecka nowymi zabawkami edukacyjnymi, bo to na prawdę nie one są najważniejsze. Najważniejszy jest czas i nasza uwaga, nasza radość, entuzjazm podczas zabawy w byle co i byle czym. Życzę wszystkim wspaniałych chwil, radości z pierwszego kroku na czworaka, z pierwszej wspólnie zbudowanej i …zburzonej wieży z klocków. Niech Wasza wyobraźnia w zabawie nie zna granic! Zobaczcie z resztą co nasz Tata wymyślił!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.