Wicie gniazda dla nowego członka rodziny często wiąże się z różnymi zakupami. Kiedy po raz trzeci miałam zostać mamą, zaczęłam dogłębnie zastanawiać się, czy potrzebujemy tylu gadżetów przy dziecku i czy coś się stanie jeśli nie kupię kolejnej zabawki sensorycznej, elektronicznej niani, leżaka, monitora oddechu, albo szumiącego przytulaka.
Kupowanie
Kolekcjonowanie z zapałem gadżetów mających ułatwić sprawowanie opieki nad dzieckiem, raczej przypomina mi ekwipowanie wojska na okoliczność oblężenia, niż szykowanie się na radosne przybycie na świat potomka… Czy noworodek nie obejdzie się bez otulacza i szumiącej zabawki reagującej na jego płacz? Drogie akcesoria, reklamowane są jako niezbędne przedmioty służące do uspokajania dzieci, edukowania i rozwijania. Przypisuje się im rodzicielskie kompetencje i sprzedaje rodzicom gotowe recepty na wychowanie bez wysiłku i zaangażowania. A przecież zabawka bez animacji rodzica i wspólnego spędzenia czasu z dzieckiem, jest tylko przedmiotem do kolekcji, nierzadko, wielkiej kolekcji. Zdarza się, że nadmiary atrakcyjnych przedmiotów atakujących dziecko z półek, podłogi, łóżeczka, wózka, leżaczka, są dla malucha wręcz przytłaczające. Dzieci bezradnie patrzą na swe zbiory, nie wiedząc od czego zacząć zabawę, co złapać najpierw. Nie uczą się koncentracji na jednym obiekcie, bo mają ich za dużo wokół siebie. Czują się zmęczone i są przebodźcowane.
Prezenty dla bobasa
Jeśli napływająca do nas fala prezentów przybiera rozmiar tsunami, myślę, że warto nowe zabawki chować na później. Będą fantastyczną, nową atrakcją podczas trudnej wizyty u lekarza lub pomocą w czasie podróży. Najistotniejsze jest to, aby bawić się razem z dzieckiem. Towarzyszyć mu w poznawaniu. Wcale nie jesteśmy na to za duzi! Czasem zapominamy o tym, że malutkiemu dziecku najbardziej przydaje się rodzic, a nie edukacyjna zabawka. To my, rozwijamy nasze dzieci, a nie zabawki! To my, uczymy dzieci, a nie zabawki! To my, rodzice uspokajamy i kochamy dzieci, a nie zabawki! Nie pozwólmy odbierać sobie kompetencji. Nie dajmy się nabrać, że szumiące przytulanki lepiej radzą sobie z płaczem malucha niż rodzic…
Pożyczysz mi?
Zachęcam, aby pożyczać od znajomych dziecięce gadżety, zanim kupimy coś bardzo drogiego. Warto też pytać o radę bardziej doświadczonych rodziców. Zdarzyło mi się zaufać reklamie przy pierwszym dziecku i uwierzyć, że bez pewnego nosidła moje matkowanie straci. Tymczasem okazało się, że maluch nie był w stanie w nim wyleżeć i nosidło szybko wylądowało na dnie szafy. Za drugim razem, zrażona nie kupiłam żadnego, a po 10 latach, kiedy znów zostałam mamą, kupiłam sprawdzone, ale używane. Zrobiłam wywiad, pytałam o zdanie młodszego kilkanaście lat szwagra i, spokojnie wybrałam.
Automat zamiast rodzica?
Dążenie do automatyzacji różnych życiowych czynności, skracania ich przebiegu oraz poszukiwania ułatwień, dotknęły również rodzicielstwo. Ułatwienie w postaci pralki automatycznej, świetnie zastępującej garnek z wrzątkiem, mydliny i maglownicę, przyjmuje się z ulgą, za to mocno zastanawiające jest dla mnie, automatyzowanie opieki nad dzieckiem. Sterowana smartfonem huśtawka dla niemowląt, dodatkowo wibrująca i grająca na żądanie, może być tego dobrym przykładem. Ustawiasz tempo bujania, dźwięki, wibracje, karuzelkę, odwracające uwagę maluszka od braku obecności rodzica w pobliżu, i … droga wolna. Z pokoju obok, dzięki technologii bluetooth, menadżujemy opiekę nad niemowlęciem.
Fizjoterapeuta odradza
Jest sporo zabawek czy akcesoriów, wręcz nie polecanych przez fizjoterapeutów. Należą do nich słynne chodziki, szelki i smycze oraz kaski ochronne do nauki chodzenia. Chodzik, do którego wkłada się dziecko, w swojej idei ma zastąpić chodzenie “za rączkę” z opiekunem. Analizując biomechanikę ciała dziecka podczas takiego “treningu”, okazuje się, że w chodziku ciało jest podwieszone i całą antygrawitacyjną pracę, której powinny uczyć się mięśnie, wykonuje za dziecko zabawka. W efekcie malec nie ma szansy na prawdziwy trening chodzenia, polegający na traceniu i odzyskiwaniu równowagi oraz na reagowaniu układem mięśniowym na zmiany położenia swojego ciała. Takie doświadczenie jest niesłychanie ważne, aby wzorzec chodu został prawidłowo przez malucha opracowany. W chodziku nie ma ku temu okazji. Wyjęte z niego, przewróci się. Rodzice, bojąc się upadków dzieci, podczas nauki chodzenia, zakładają im kaski i szelki, ograniczając w ten sposób naturalną naukę i swobodę ruchu. Łapania przysłowiowego zająca nie musimy się bać! Upadki są ważnym doświadczeniem. Nie tylko dla kształtowania reakcji równoważnych, ale również dla doskonalenia czucia głębokiego (czyli czucia swojego ciała w przestrzeni) oraz dla zbierania wrażeń dotykowych, nawet jeśli nie są miłe. Najlepsze jest zatem chodzenie za rączkę, albo jak kto woli, za paluszek.
Lista życzeń
W internecie można przeczytać gotowe recepty i listy niezbędnych gadżetów, bez których podobno rodzice będą mieli pod górę. Widziałam różne zestawienia i przyznam, że nieliczne zawierały niezbędne minimum, zaś większość mnożyła “przydasie” bez opamiętania. Czy mnogość gadżetów spowoduje, że będziemy lepszymi rodzicami? Czy musimy się zasłaniać akcesoriami? Myślę, że jesteśmy wystarczająco dobrymi rodzicami i wielu z tych kosztownych, modnych ulepszaczy życia po prostu nie potrzebujemy. Nasze niepowtarzalne “oręże” to ręce, serce i intuicja.
Pełna zgoda! Córka odkąd ma do wyboru 5-6 zabawek, nauczyła się nimi bawić (piramidka, sorter etc), przy kilkunastu jej uwaga była tak rozpraszana, że spędzała kilka sekund przy jednej i przeskakiwala na następną…
A co do gadżetów dla rodziców, to naprawdę warto też pamiętać, że większość jest na parę miesięcy więc nie ma co przesadzać z inwestycjami. Najlepsze pozyczone lub uzywane.